piątek, 22 listopada 2013

Listopadowe wydarzenia



Listopadowe wydarzenia

            Listopadowe wydarzenia to spotkanie w klubie lotników „Loteczka” i w Śląskim Towarzystwie Genealogicznym, oraz kilka innych wydarzeń, które poniżej prezentuję.

            Spotkanie w klubie „Loteczka” odbyte 12 listopada rozpoczęło się mszą świętą za zmarłych lotników. Msza odbyła się na Gądowie, a odprawił ją ks. Prałat Czesław Majda, natomiast Ojciec Dominik wygłosił ciekawe kazanie poświęcone nie tylko zmarłym lotnikom, ale nawiązał do święta Niepodległości 11 Listopada. Po mszy starym zwyczajem zrobiliśmy zdjęcie poniżej przedstawione.


            Godzinę później spotkaliśmy się w „Orlim Gnieździe”, gdzie sekretarz Heniu Kucharski, wraz z pomagającą mu żoną, wydawał członkom nowe legitymacje. Pragnę w tym miejscu podkreślić, że legitymację z numerem jeden otrzymał pilot Stanisław Błasiak jako pomysłodawca i twórca Klubu. Wiceprezes Edward Sobczak zaproponował na następnym spotkaniu wystąpienie Władysława Czapskiego, który jako dziecko wywiezione na Syberię przebył drogę wyjścia z Armią Andersa ze Związku Radzieckiego do Iranu w 1942 roku. Uczestnicy poparli propozycję. Poniżej kilka zdjęć z "Loteczki"

            Spotkanie uświetniło wystąpienie Romana Szmita, który zaproponował złożyć napis na szalu podarowanym mu przez dziewczynę z Nepalu za drobną przysługę. Szal z napisami przekazał Sebastianowi Kawie, a ten wziął go na swoją wyprawę przelotu szybowcem nad najwyższym szczytem świata Mont Everestem. Sebastian z szybowcem znajduje się już na miejscu i ostatecznie przygotowuje się do swego przełomowego lotu. Szmit zaczął zbierać na nim podpisy dzieci ze starej kliniki na ul. Bujwida we Wrocławiu. W tej klinice przebywają dzieci chore na raka. Podopieczni tego szpitala czekają na otwarcie Przylądka Nadziei, nowoczesnej kliniki dla chorych na nowotwór, która zastąpi dotychczasową placówkę. Szmit postanowił pomóc. Usłyszał, że Sebastian wybiera się na lot szybowcem nad Himalajami, czyli i nad Nepalem. Pomyślał, że będzie to niesamowity symbol, ten szal wróci do swojej ojczyzny. Po locie nad Himalajami postanowił, że przeda go na akcji, a pieniądze przekaże na konto budowanego Przylądka Nadziei. Szal ze skarbonką został wystawiony na wrocławskim rynku właśnie w tym celu. Poniżej zdjęcia z szalem.
Na zdjęciu powyżej Sebastian Kawa z szalem, swoim ojcem Tomaszem i Romanem Szmitem, a poniżej Sebastian z ojcem i rozwiniętym szalem



 Powyżej Szmit w klubie "Loteczka" prezentuje szal przyglądającemu się Czapskiemu, a poniżej Szmit i Edward Sobczak pokazują szal na którym dokonano wpisu od wszystkich członków "Loteczki"



           Poniżej Roman Szmit na wrocławskim rynku z szalem i skarbonką z zebranymi darami na klinikę Dobrej Nadziei
Nieco więcej uwagi pragnę poświęcić filmowi o pilotce Janinie Lewandowskiej zamordowanej w Katyniu jedynej kobiecie. Ta młoda drobna dziewczyna w latach 30-tych minionego wieku była pierwszą w Europie kobietą wykonującą skok spadochronowy z najwyższej dostępnej wówczas wysokości. Jest to ciekawa historia posiadająca swój dalszy ciąg po II Wojnie Światowej i swój finał w 2005 roku. Wyświetlony na wyświetlaczu film wzbudził zainteresowanie zebranych, a poniżej przedstawiam skrótowo historię jej krótkiego i tragicznie przerwanego w Katyniu życia. Była córką generała Dowbor-Muśnickiego naczelnego dowódcy zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego. Kilka miesięcy przed wybuchem wojny wyszła za mąż za pilota instruktora Mieczysława Lewandowskiego, który podczas bitwy o Anglię walczył w 302 Poznańskim Dywizjonie Myśliwskim RAF. Janina Lewandowska po wybuchu wojny dostała się wraz innymi do niewoli sowieckiej, a następnie zamordowana w lesie katyńskim. Jak wiadomo w 1943 roku Niemcy odkryli masowe groby w Katyniu i odbyła się ekshumacja pomordowanych, gdyż Niemcy mieli okazję własne zbrodnie przykryć sowieckimi. W tym celu powołano międzynarodową komisję w skład której został powołany na świadka Polak Józef Mackiewicz. Całością ekshumacji kierował niemiecki antropolog profesor Gerhard Buhtz. Niemcy odkrywszy ciało jedynej zamordowanej kobiety ukryli ten fakt, gdyż nie pasował im do przedstawionej przez nich wersji. Jednakże zaintrygowany tym faktem Buhtz nakazał oddzielić czaszkę Lewandowskiej od reszty ciała i zabrał ją sobie jako eksponat wraz z sześcioma innymi czaszkami. Gerhard Buhtz był szefem ówczesnego zakładu Medycyny Sądowej w Breslau i tam właśnie zabrał owe czaszki. Niedługo później Buhtz zginął na froncie wschodnim, a czaszki doczekały się czasów, kiedy Breslau stał się Wrocławiem w PRL-u. Czaszki wraz z informacją ich pochodzenia odnalazł późniejszy kierownik Zakładu Medycyny Sądowej Wrocławskiej Akademii Medycznej profesor Bolesław Popielski. Znając wagę znaleziska postarał się je ukryć przed poszukiwaniami prowadzonymi przez NKWD, które poszukiwały jakichkolwiek śladów katyńskiego mordu we Wrocławiu. W czasie kiedy wypowiadane słowo Katyń było ciężkim przestępstwem, w poszukiwaniu śladów mordu katyńskiego uczestniczyło także UB spodziewając się, że Buhtz mógł zostawić w podległym mu zakładzie medycyny sądowej jakieś ślady. Przez całe lata udawało się ukryć tajemnicę czaszek, a następnym powiernikiem tajemnicy stał się profesor Bolesław Jagielski, który na łożu śmierci przekazał tajemnicę swym zastępcom prosząc, aby w odpowiednim politycznym klimacie ujawnili narodowi tajemnicę czaszek. Tak też się stało, bo doktorzy Tadeusz Dobosz i Jerzy Kawęcki wypełniając tajemnicę profesora ujawnili w 2003 roku na łamach Tygodnika Powszechnego owe czaszki i tajemnicę w nich zawartą. Udowodniono naukowo, że czaszki należą do polskich oficerów zamordowanych w 1940 roku w Katyniu. Badania czaszki Janiny Lewandowskiej trwały dłużej i dopiero metodą superprojekcji i techniki komputerowej wykazano, że jest to jej czaszka. Finałem owianej tajemnicy był pogrzeb 4 listopada 2005 roku, kiedy szczątki porucznik pilot Janiny Lewandowskiej spoczęły w rodzinnym grobowcu w Lusowie, pięknym zakątku nad jeziorem z pałacem i muzeum historii Powstania Wielkopolskiego.
            Dla mnie pamiętającego okupacyjne czasy, owa historia przypomniała przeszukiwanie przez rodziców list katyńskich publikowanych przez Niemców w gadzinówce Kurier Polski. Ojciec spodziewał się znaleźć na liście katyńskiej swego brata policjanta Henryka Lenartowicza, którego Sowieci pojmali w Berezne  nad Słuczem w 1939 roku. Na szczęście nie było go na liście katyńskiej. Został zesłany do lagru o najwyższym rygorze w Buchta Nachodka obok Władywostoku. Z armią Andersa wydostał się ze Związku Radzieckiego i zginął w Iraku, gdzie pochowany został na cmentarzu w Kanakhin. Pozostał po nim pamiętnik,  który wiele lat po wojnie odzyskałem, zrobiłem do niego odpowiednie opracowanie i opublikowałem. Tyle o Katyniu.

            Następnym listopadowym wydarzeniem było spotkanie w Śląskim Towarzystwie Genealogicznym w czwartek 14 listopada. Tematem było przyjęcie 2 nowych członków, oraz wystąpienie Andrzeja Szczudła w którym omówił sprawę organizacji rodzinnych zjazdów genealogicznych. Właśnie organizuje taki zjazd i chciałby, aby był idealnie zorganizowany pod każdym względem. W tym celu po omówieniu jak zamierza go zorganizować poprosił o uwagi, tych którzy organizowali zjazdy i mających wskazówki na co należy położyć najwięcej uwagi, aby zjazd stał się udany. Posypało się dużo uwag i wskazówek. Większość opowiadała się za robieniem zjazdu latem, jednak nie w miesiącach wakacyjnych. Osobiście wydaje mi się, że zależy to od środowiska w jakim zjazd się znajduje. Powinno się robić zjazdy w miejscach gdzie istnieją genealogiczne korzenie rodzinne, rozpoczynać mszą świętą, prezentować wykresy genealogiczne, odwiedzać zmarłych członków rodziny na cmentarzach, wygłaszać ciekawsze wspomnienia itd. Poniżej przedstawiam kilka fotek z tego ciekawego spotkania.








           
 Wydarzeniem bardzo przykrym stała się śmierć w wypadku lotniczym znanego mieleckiego pilota doświadczalnego majora Bogusława Mrozka lat 55. W niedzielę 17 listopada na lotnisku w Turbi obok Stalowej Woli oblatywał szybowiec Bekas-N, który po wystartowaniu z wysokości kilkunastu metrów spadł roztrzaskując się w kawałki. Wczoraj 21 listopada odbył się w Mielcu pogrzeb tego wspaniałego pilota i człowieka. Miałem okazję poznać Bodzia, bo tak go zwano. Jego uczynność przekraczała granice. Na zjeździe pilotów doświadczalnych w Świdniku woził mnie niepełnosprawnego ruchowo swoim samochodem poświęcając własne cele. Jego uczynność była wręcz zaskakująca. Żal serce ściska, kiedy odchodzą tacy ludzie.

 Powyżej zdjęcie Majora Bogusława Mrozka wojskowego emerytowanego pilota 21PW w Mielcu.


Teofil Lenartowicz

Wrocław, dnia 22 listopad 2013


niedziela, 10 listopada 2013

Z okazji Święta Niepodległości 11 Listopada 2013

Przeglądając tematy napisane kilka lat temu do lokalnej mieleckiej prasy, natknąłem się na temat o patriotyzmie, który ze względu na aktualność z okazji Święta Niepodległości 11  Listopada 2013 jest ciągle aktualny. Poniżej publikowany tekst.
Jak uczyłem się patriotyzmu
 Zadaję sobie to pytanie często z okazji świąt państwowych 11 listopada i 3 Maja. Dzisiaj 11 listopada 2010 roku z okazji Święta Niepodległości ponownie to pytanie mnie nawiedziło. Jeśli dzisiaj na liczniku mojego życia wybija cyfra 83, to znaczy, że urodziłem się w 1928 roku. Doskonale pamiętam tamte odległe lata trzydzieste, ubiegłego wieku, wracam do nich wspominając, kto uczył mnie patriotyzmu i gdzie się go uczyłem.
Początek mojego życia zaczął się Katowicach. Rodzice moi nie byli ludźmi zamożnymi, ani wykształconymi, ale czasy w których się urodziłem przesiąknięte były patriotyzmem, albowiem przypadły po odzyskaniu przez Polskę niepodległości 1918 roku. Rodzice nie uczyli mnie patriotyzmu. Ojciec był schorowanym człowiekiem, a matka zbyt zagoniona obowiązkami i trudami życia codziennego. Pomimo tego w rodzinnym domu panowała odpowiednia atmosfera, w której kształtowała się moja świadomość. Ojciec, mimo że nie zaznał żołnierskiego życia, miał 3 braci czynnie biorących udział w odzyskiwaniu niepodległości Polski. 

Najstarszy z braci Ojca Władysław Lenartowicz wstąpił do tworzących się w 1914 roku Legionów, dostał się do niewoli rosyjskiej, gdzie zginął. Stefan, drugi z braci Ojca także czynem żołnierskim brał udział w wyzwalaniu Polski, a po wojnie był zawodowym żołnierzem. Najmłodszy Henryk podobnie jak pozostali bracia był żołnierzem, a po odzyskaniu niepodległości pracował aż do II Wojny Światowej w policji na Polskich Kresach Wschodnich. Jego los tragicznie się zakończył, bo w 1939 roku, pojmany przez Sowietów dostał najwyższą kategorię zesłania, gdzie w Buchta Nachodce pod japońską granicą doczekał czasów tworzenia armii polskiej przez generała Andersa. Dostał się do tej armii, a następnie w 1942 roku zginął.
Czynniki powyższe ustanowiły w rodzinnym domu, w okresie przedwojennym, szczególnie za okupacji niemieckiej, pozytywną atmosferę patriotyczną. W moim rodzinnym domu, przed wojną, popularne były legionowe pieśni żołnierskie. Śpiewali je moi Rodzice, a ja znałem ich całe mnóstwo ze śpiewników żołnierskich, że szkoły i nawet sam nie wiem skąd. Śpiewając te pieśni, wybijając rytm palcami, potrafiłem bawić się na podłodze sam, ołowianymi żołnierzykami. Prowadziłem bitwy i wojny, które zawsze wygrywali polscy żołnierze. Dzieciństwo przed wojną spędziłem w Katowicach mieszkając na ulicy Jagiellońskiej, którą do siedziby województwa przechodziły 3 Majowe i 11 listopadowe pochody. Te pochody były lekcjami patriotyzmu. W takie Święta już od samego rana układałem się na parapecie okna, z którego miałem wspaniały widok na paradujących legionistów w maciejówkach, pięknych ułańskich koni i bijącego z tych parad ogromnego patriotyzmu.

 Pamiętam żałobę po śmierci Józefa Piłsudskiego w 1935 roku. Szczyciłem się, że chodzę do szkoły jego imienia. Później nadeszła ciemna noc okupacji. Poczułem na własnej skórze utratę niepodległości. Mając 14 lat zmuszany do katorżniczej pracy, ukrywanie się przed wywózką do Niemiec, ucieczki i życie w ciągłym strachu powodowały tęsknotę za utraconą wolnością.
W tych ciemnych czasach odrobiną radości było po kryjomu śpiewanie wyuczonych pieśni legionowych, których jeszcze długo po wojnie w komunistycznym systemie totalitarnym śpiewać było niebezpiecznie. Zastanawiam się dlaczego dzisiaj patriotyzm jest przez młodych ludzi niedoceniany. Czy musi tak być, że najlepszą kuźnią patriotyzmu jest utrata niepodległości?

Teofil Lenartowicz

niedziela, 3 listopada 2013

Konferencja lotnicza w Jeżowie Sudeckim



Międzynarodowa konferencja lotnicza pt. Pomniki Dziedzictwa Lotniczego Polski Jeżów Sudecki 17-18 październik 2013

            Tak się składa, że życie nasze coraz częściej przenikają sprawy związane z lotnictwem. Dzieje się tak nie tylko za sprawą tragicznych wypadków lotniczych, ale przede wszystkim wiąże się z faktem, że lotnictwo posiada coraz większy udział w naszym życiu. Dzisiaj nie dziwią, tak jak niegdyś, przelatujące samoloty, czy inne obiekty latające. Coraz częściej człowiek współczesny ociera się o lotnictwo, dotyczące komunikacji, przemysłu, sportu, wojska i wielu innych dziedzin życia. Warto wspomnieć, że polski udział w światowym lotnictwie jest ogromny. Dowodzą o tym wyczyny polskich lotników w bitwie o Anglię, wynalazków lotniczych, sportów szybowcowych, w których nie mamy sobie równych i innych. Tak było i jest obecnie, kiedy słyszymy o Sebastianie Kawie przygotowującym się do lotu na szybowcu nad Himalajami ponad 8000 metrów.
            Nasza historia od zarania jak człowiek wzbił się w powietrze naszpikowana jest lotniczymi pamiątkami w postaci nazwisk pilotów, konstruktorów, grobów poległych pilotów, lotnisk, wyczynów sportowych, konstrukcji lotniczych i innych pamiątek. Wszystko to co na przestrzeni minionego czasu dotyczy historycznego dziedzictwa lotniczego, stało się tematem konferencji lotniczej, której celem jest ich uratowanie przed zniszczeniem.  
            Nie bez znaczenia na miejsce konferencji wybrano Jeżów Sudecki będący kolebką sportów szybowcowych. Usytuowanie na pięknym zboczu Góry Szybowcowej ustawiło Jeżów w czołówce światowego szybownictwa i stąd pomysł spadł na Jeżów. Myślą przewodnią było zwrócenie uwagi na stan i ochronę pamiątek dziedzictwa lotniczego Polski. Pomysł zrodził się w Dolnośląskiej Akademii Lotniczej we Wrocławiu, z inicjatywy prof. Hab. Stanisława Januszewskiego gorącego orędownika historii lotnictwa.
            Współorganizatorami Konferencji oprócz DAL stali się Klub Lotników „Loteczka”, Wrocławski Klub Seniorów Lotnictwa i Fundacja Otwartego Muzeum Techniki. Konferencja odbyła się pod patronatem prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, dowódcy Sił Powietrznych gen. Lecha Majewskiego, marszałka Województwa Dolnośląskiego Rafała Jurkowlańca i kilku innych. Na konferencję przybyło dużo wybitnych osobistości tak zagranicznych jak i wielu miast Polski. Nie mogący przybyć na Konferencję zaproszeni goście wystosowali listy gratulacyjne, życząc uczestnikom owocnych obrad.
            Miałem okazję porozmawiać z kilkoma osobistościami o historycznych sprawach mieleckiego przemysłu lotniczego, a także polemizować z wypowiedzią o upadku przemysłu lotniczego na terenach dawnego COP, którą obecnie porównano do stanu produkcji desek klozetowych.
            Czas na Konferencji, to 2 dni spędzone w wspaniałej lotniczej atmosferze przyjacielskich rozmów. Do zapoznania się ze szczegółami Konferencji odsyłam na stronę DAL klikając na link  http://www.akademialotnicza.com/index.php/konferencja-2013.html
I życząc miłej lektury. Pozostałe nie zaprezentowane poniżej zdjęcia można obejrzeć klikając na link http://www.akademialotnicza.com/index.php/konferencja-2013/galeria-zdjec.html
Teofil Lenartowicz
Wrocław, dnia 3 listopada 2013